Tuesday 28 December 2010

Fever Tree spotkane w czasie wycieczki do Parku Krugera

Prowincja Limpopo usiana jest drzewami Fever Tree, ulubionymi Kiplinga. Jest to dobrze znany gatunek akacji dzięki jej charakterystycznemu wyglądowi. Łatwo łapie zainteresowanie kiedy zwiedzasz południowo wschodnii lowfeld, zwłaszcza w pobliżu rzek i przymokradłach. Bardzotwe do rozpoznania, pień drzewa i gałęzie pokryte są żółtym pudrem, Acacia xanthophloea nazwana została fever tree czyli możemy to nazwać drzewo gorączkowe. Nie powoduje ono gorączki, nie jest źródłem malarii jak wierzono do dziewiętnastego wieku. Opowiadano historie, że ludzie przechodzący obok drzewa zatykali nosy i usta żeby się nie zarazić. Dopiero w latach 1890 nauka dała wytłumaczenie co powoduje malarię. Teraz wiemy że fever tree nie jest nosicielem pierwotniaków malarii. Przenoszone są one przez komara widliszka. Fever tree rośnie na terenach podmokłych, z największym występowaniem malarii, w dodatku ten dziwny puder na korze.
Poza tym drzew nie różni się wiele od innych gatunków akacji. Ma ono podobne liście jak większość afrykańskich akacji i żółte kuliste kwiaty, tak jak akacje afrykańskie. Zwierzęta uwielbiają liście i pędy ale najbardziej lubią to drzewo wikłacze. Na gałęziach budują swoje gniazda bez obawy o malarię.

Pień drzewa fever tree pokryty żółtym pudrem

Konne safari w Afryce

Nasze konie pasły się spokojnie w odległości tylko około 100 m od trzech białych nosorożców w miejscu gdzie zatrzymaliśmy się na odpoczynek. Nosorożce podniosły swoje głowy do wiatru żeby złapać nasz zapach, uznały że nie stanowimy dla nich zagrożenia i spokojnie zajęły się skubaniem trawy.

Jazdę wierzchową oferuje Fishriver Horse Safari, działające w prywatnym rezerwacie D'Acre o powierzchni 1200 ha, przy wejściu do Kanionu Rzeki Blyde, 25 km na wschód od Port Alfred.
Nie jest to zwykła wycieczka krajoznawcza w Afryce, tutejsze wycieczki przeznaczone są dla bardziej wymagającej klienteli. Konie dostosowane są do każdych wymagań, tak żeby wszyscy uczestnicy byli zadowoleni. Właściciele Fishriver Horse Safaris, lloyd i Anja są pasjonatami Afryki i dzięki temu posiadają niezbędną wiedzę do prowadzenia tego rodzaju wypraw. Przed startem przechodzi się coś w rodzaju szkolenia na którym poruszone zostaną tematy związane z bezpieczeństwem i tajnikami obserwowania zwierzyny. Następnie siodłamy konie i jedziemy w kierunku naszej przygody.

Lloyd przeszedł szkolenie jako game ranger w Parku narodowym Krugera, później pracował w Shamwari game Reserve obok Grahamstown. Później awansował na menadżera w kempie Mashatu w Tuli w Botswanie. Właśnie w Botswanie zyskał on ogromne doświadczenie w prowadzeniu konnych safari z niebezpiecznymi atrakcjami jak jazda blisko słoni, lwów i lampartów. W Botswanie spotkał Anję, niemieckiego zoologa zajmującego się najpierww badaniem słoni, a później jako menadżer w game lodge.
Dzięki wspólnemu zamiłowaniu do Afryki, w naturalny sposób założyli oni swoją firmę. Konie zostały bardzo umiejętnie wyszkolone, żeby akceptować zarówno tych dobrych jak i przypadkowych jeźdźców. Kiedy konie odpoczywają, mogą same poruszać się po całym rezerwacie żeby przyzwyczaić dzikie zwierzęta do ich widoku. Dzięki tak dużej wiedzy, w czasie safari możliwe jest zbliżenie się nawet do najniebezpieczniejszych zwierząt na odpowiednią odległość.
Każde safari ma dwóch asystentów, z których jeden jedzie na przodzie, prowadząc za sobą bardziej doświadczonych jeźdźców, drugi jest na końcu żeby pomóc mniej doświadczonym. Jadąc przez pięknie położoną dolinę obok rzeki zbliżyliśmyy się do stada zebr, stada gnu, nyala, waterbuck, impala i wielu mniejszych zwierząt.
Przeżycie wywołane oglądaniem tych zwierząt z bliska nie da się nawet porównać z safari na 4X4.
W sąsiedztwie nosorożców i bawołów utrzymywaliśmy dużo większy dystans, ale cały czas było to fenomenalne przeżycie. Galopowaliśmy przez wydmy pokryte lasem przechodzący w plażę gdzie mieliśmy przyjemność zobaczyć ujście rzeki Fish. Od sierpnia do października spotyka się tutaj wieloryby, delfiny są przez cały rok. W czasie jazdy wzdłuż brzegi Oceanu Indyjskiego czuliśmy niesamowitą wolność i pojednanie z naturą.

Monday 27 December 2010

Wycieczki z Kapsztadu do Karru

W ciągu ostatnich kilku lat na terenie RPA powstało wiele prywatnych rezerwatów przyrody.
Wzrasta zainteresowanie turystyką i ochroną środowiska. Mój znajomy, Johan Botha kupił farmę o powierzchni 1695 ha w Karru, nie daleko Graaff-Reinet.
Ziemia była zniszczona przez nadmierne wypasanie owiec. Jadalne gatunki traw prawie zniknęły, przetrwały tylko gatunki kolczaste i trujące, których nie mogły jeść owce. Przez pierwsze 5 lat Johan pozwolił ziemi na odpoczynek i odbudowanie zniszczeń spowodowanych przez owce.

Zainwestowane w zakup farmy R500 000 wydaje się niską sumą, jednak teraz wymagane jest drugie tyle żeby doprowadzić tą ziemię do stanu podobnego jaki był tutaj przed pojawieniem się białego człowieka. Dużo czasu zajęło usuwanie obcych roślin i zastępowanie ich gatunkami rosnącymi tutaj od wieków. Owce wyjadły wszystkie rośliny razem z korzeniami. Pozbawiona zabezpieczenia wierzchnia warstwa gleby wiana była przez tutejsze silne wiatry i wymywana przez deszcze.

Biolog, który leciał małą awionetką nad tą częścią Karru zauważył że farma Johana jest dużo bardziej zielona niż sąsiednie. Było to dowodem że podjęte środki zaczęły dawać efekt. Kiedy tylko ziemia odżyła, możliwe stało się sprowadzenie zwierząt, które żyły kiedyś w tych rejonach. Powrócił więc szpringbok, bontebok, czarne gnu, czerwona hartebeest, zebra górska, strusie i elandy. Miłośnicy natury mogą już odwiedzać to miejsce i cieszyć się rozległymi widokami na bezkresne Karru z wysokich werand ich domków. Nie ma tutaj niebezpiecznych dla człowieka zwierząt, dlatego mogą bez obaw spacerować po całym terenie.
Wiele biur podróży oferuje tanie wycieczki do Afryki połączone ze zwiedzaniem Karru.

Nikt dokładnie nie wie jak wyglądało Karru przed pojawieniem się tutaj białego człowieka. Nie ma zdjęć ani opisów. Wiadomo tylko że lokalna roślinność bała w stanie wyżywić miliony zwierząt. Do tej pory opowiadane są historie o stadach szpringboków, które przechodziły całymi dniami prze osiedla ludzkie.
Ważnym czynnikiem w przetrwaniu lądu był fakt że zwierzęta przenosiły się w zależności od ilości wody pitnej. Dawało to dużo czasu dla roślinności na odbudowanie się. Od kiedy pojawili się Europejczycy, ziemia podupadała stopniowo z roku na rok. Powstałe ogrodzenia trzymające domową zwierzynę na jednym terenie było powodem wymierania gatunków roślin i nadmiernej erozji. Sposób rozumowania farmerów oparty był na realiach z Europy, jednak tam było więcej deszczów i każdy rok był w zasadzie dobrym rokiem.
Karru posiada bardzo urodzajną glebę jak na pustynię, dzięki czemu mogła przetrwać tutaj roślinność, nic jednak nie mogło oprzeć się owcom i kozom. Kolonizatorzy nie rozumieli że są tutaj dobre i złe lata, nie wiedzieli też ile zwierząt może znieść ich ziemia. Owce niszczą wszystkie nadające się do jedzenia rośliny, nawet z ich nasionami. Najbardziej zniszczone są tereny osiedlone najpierw, czyli w okolicach Kapsztadu. W wielu rejonach hodowane są strusie, konie, owce i osły, uważane za najbardziej niszczycielskie ze względu na ich sposób żerowania.

Saturday 25 December 2010

Drzewo Weeping Boer Bean w Parku Krugera

Jeśli odwiedzicie Park Krugera w miesiącu wrześniu, możecie zobaczyć charakterystyczne, czerwone kwiaty drzewa weeping boer bean Schotia brachypetala
Jest to wiecznie zielone drzewo, osiągające do 25 m wysokości z wielką koroną. Kwitnie na wiosnę i na początku lata. Czerwone kwiaty przyciągają pszczoły i ptaki.
Pawiany, kudu, żyrafy i czarne nosorożce uwielbiają liście. Pawiany, lubią nektar kwiatów.
Weeping boer bean nazywany jest w przenośni morning after tree, wywar z kory i pnia drzewa używany jest do leczenia kaca ale też problemów żołądkowych i biegunek. Piękne ciemne drewno, idealne na meble.

Drzewo weeping boer bean spotkany w Parku Krugera, RPA

Tuesday 21 December 2010

Afryka Wycieczka Park Krugera

Z kempingu Satara pojechaliśmy do Crocodile Bridge, znajdującego się na zakręcie rzeki Olifants oczywiście w Krugerze, jest to południowa granica parku. Okazało się że zakwaterowanie tutaj jest najlepsze w całym Krugerze. Jednak, przez widok farmerów pracujących na plantacjach trzciny cukrowej po drugiej stronie rzeki, nie czuliśmy się jak na wczasach. Crok Bridge jest niedoceniony jeśli chodzi o ilość zwierząt. Poza zwykłymi antylopami istnieje ogromna szansa zobaczenia Wielkiej Piątki. Z reguły, doświadczeni przewodnicy powiedzą że najlepszym sposobem na zobaczenie zwierząt będzie siedzenie w samochodzie przed wodopojem. Jednak z powodu dużej ilości deszczów parę tygodni wcześniej, trawa ciągle była zielona, gęsta i wysoka. Woda była łatwo dostępna w Parku Krugera. W takich warunkach musisz poświecić dużo więcej pacy żeby zobaczyć zwierzęta. Dzięki temu mieliśmy więcej możliwości żeby zobaczyć małe szczegóły. Przy jednej okazji zatrzymaliśmy się żeby przepuścić dwa owady podobne do gałęzi. Samochód jadący za nami, zmuszony był zwolnić, nagle objechał nas i przejechał po owadach. Nowi goście w Parku Krugera są raczej niecierpliwi i chcą zobaczyć wszystko już pierwszego dnia, przez to tracą dużo z tego co ma do pokazania Kruger. Często płoszą oni zwierzęta, które w desperacji chcą zobaczyć. Przy normalnej, suchej zimie sprawy wyglądają inaczej, ale jedynym, wartym uwagi wodopojem jest w tych rejonach parku zapora Gesantfombi. Zapora jest w odległości tylko 2 km od kempu, na drodze H4-2. W przeciwnym razie północna asfaltówka H4 i gruntowa S25 idąca na wschód były najlepszymi miejscami, gdzie widzieliśmy zwierzęta. Bez problemu wytropiliśmy słonie, bawoły i białe nosorożce. Dla gepardów, najlepsze miejsca na otwartych przestrzeniach wzdłuż Nhola Road (S28), ale zapora Nhlanganzwane okazała się stratą czasu. Hippo Pools, nie daleko od kempu w kierunku zachodnim na rzece Crocodile dają szansę żeby wyjść z samochodu i na piechotę przejść do basenów oczywiście pod opieką strażnika. Do roku 2000 były tam dosyć ciekawe malowidła naskalne Buszmenów, ale zostały zmyte przez powodzie. Rysunki te były tam przez około 2 tysiące do 20 tysięcy lat, dlatego można sobie wyobrazić wielkość powodzi.
Park Krugera otwarty był dla zwiedzających w 1927 roku. Tylko kilka samochodów odwiedziło park, wszyscy jechali do bramy Numbi i Pretoriuskop, pierwszego kempingu. Czarno białe zdjęcia na recepcji dają wyobrażenie jak podróżowało się w tamtych czasach. Żadnych luksusów, sklepów, stacji paliwowej, w zbiornikach do pryszniców tylko zimna woda. Dzisiaj wszystko się zmieniło, dostajesz nawet szklankę soku pomarańczowego na recepcji. Pretoriuskop był naszym pierwszym odwiedzonym kempem w Krugerze, najlepiej pamiętam dwa baseny kąpielowe zrobione w stylu naturalnych głazów granitowych i hieny patrolujące swoje tereny zaraz za ogrodzeniem.

Wycieczka do Parku Krugera, porady

Jeśli wybierasz się do Parku Krugera, zapytaj stałych bywalców, gdzie można zobaczyć najwięcej zwierząt. Prawdopodobnie powiedzą ci że jeśli po raz pierwszy chcesz zwiedzać Park Krugera, najlepszym miejscem będzie H4, pomiędzy Lower Sabie i Skukuza. Busz z występującymi akacjami, przechodzący w sawannę jest idealnym miejscem dla większości afrykańskich zwierząt. Środowisko to nazywane jest przez naukowców thorn ticket i typowymi gatunkami drzew tutaj rosnących są tamboti, sausage tree, magic guarri, leadwood, apple-leaf, bushwillow, knobthorn, marula i słodkie trawy w okolicach rzek. Po paru dniach powolnej wycieczki pomiędzy Skukuza i lower Sabie z pewnością zobaczysz słonie, białego nosorożca, żyrafę, hipopotamy, kudu, bushback, bawoła, impalę, antylopy gnu, hieny i likaony. Skukuza to bardzo dobrze urządzony kemping, jedynym problemem jest fakt że jest wielkości małego miasta. W kempie może spać aż 1000 turystów w rondavels, bungallows i kwaterach nad rzeką. Jest tam dobrze zaopatrzony sklep z pamiątkami, restauracja, miejsce na grilla, biblioteka, przychodnia lekarska i nawet pole golfowe. Wszystko to dlatego że jest to jedno z najpiękniejszych miejsc w Parku Krugera. Elegancko położony na południowym brzegu rzeki Sabie, pod olbrzymimi drzewami figowymi z widokiem na most kolejowy Selati. Możesz jechać w dowolnym kierunku że Skukuzy i jest pewne że natkniesz się na wiele zwierząt. Nawet w samym środku sezonu turystycznego, wystarczy tylko odjechać pięć kilometrów dalej i tłum turystów zaczyna się zmniejszać. Siedziałem i obserwowałem stado likaonów na Doispane Road (S1) przez ponad godzinę prawie sam, w samym środku ferii szkolnych w lipcu kiedy każdy wracał na śniadanie do kempu o godzinie 8.30. Najlepsze jednak safari możesz mieć jeśli pojedziesz w kierunku północno wschodnim na drodze H1-2 do miejsca piknikowego Tshokwane. Zatrzymasz się w Elephant Jones, Leeupan i przy wodopojach Siloweni.
Następna jest H4-1, jadąc tą trasą powoli wzdłuż rzeki Sabie do mostu H12. Najlepiej jest pokonać tą trasę o świcie albo o zachodzie słońca, kiedy widoki stają się złotawe z powodu lekkiego światła przeciskającego się przez busz. Trzecia doskonała trasa, w dodatku mało odwiedzana to Doispane road S1 wiodąca do ruin Albasini. Wreszcie jedź na południe, trasą H1-4 do piknikowego miejsca Nkulu na rzece Sabie żeby spotkać lwy, lamparty i słonie. Miejsce to nazywane jest trójkątem Lamparta, ale zobaczysz też żyrafę, bushbuck i steenbuck.

Skukuza kemp w Parku Krugera w RPA

Saturday 16 October 2010

Indian Seringa, czyli Indyjska Seringa

Indian Seringa to bardzo często spotykane drzewo w Afryce Południowej, ale też bardzo mało znane.
Proszę nie mylić z drzewami z rodziny syringa, są to drzewa spokrewnione do bzów i lilaków.
Seringa w języku łacińskim Kirkia kwitnie pod koniec września. Jej kremowego koloru kwiaty emitują mocny, bardzo przyjemny zapach. Po jakimś czasie przebywania w okolicy tych drzew zapach staje się nie do zniesienia. po prostu jest za silny. Wielu ludzi ma alergiczne uczulenia.
Więcej informacji znajdziecie na stronie Indian Seringa

Kwiaty Indyjskiej Seringi
Drzewo Indian Seringa
Indian Seringa tree

Saturday 9 October 2010

Królowa Deszczu, Makobo Modjadji VI

Wczoraj, czyli w dniu 09.10.2010 w Venda w domu królewskim rodu Modjadji odbyły się doroczne uroczystości nawoływania deszczu. Tegoroczne uroczystości miały nawet większą rangę niż zwykle, dzięki wizycie samego ministra Water and Environmental Affairs, Buyelwa Sonjica. Wielu ludzi miało jednak obawy, czy rytuał ten nie stracił na swoim znaczeniu i czy cały czas jest zauważany przez przodków. Znaczenie rytuału wzywania deszczu nie ma już wielkiego znaczenia z powodu śmierci Królowej Deszczu, Makobo Modjadji VI. Zmarła ona w dniu 12 czerwca 2005 roku w wieku 26 lat w kontrowersyjnych okolicznościach. Mieszkańcy wioski wierzą że zmarła ona z tęsknoty za kochankiem, David Mogale, który zdaniem rady starców w wiosce królewskiej nie miał prawa do związku z Królową Deszczu i otrzymał zakaz przebywania w tych okolicach.
Mogale oskarżył radę starców o otrucie królowej, ponieważ ich zdaniem była ona za młoda i nie nadawała się przez to do utrzymywania tak wysokiej i odpowiedzialnej pozycji Rain Quinn. Otrucie, jego zdaniem to najłatwiejszy sposób na nieusunięcie królowej. Pracownicy szpitala są przekonani że Rain Quinn zmarła na AIDS. Wielu łączy śmierć królowej z tajemniczym zniknięciem jej brata Mpapatia, widzianego ostatnio w dniu śmierci Makobo Modjadji.
Królewska chata w której stała trumna ze zwłokami królowej z powodu nie wyjaśnionych przyczyn spłonęła na jeden dzień przed pogrzebem. Na szczęście ogień został ugaszony zanim zwłoki uległy spaleniu. Pogłębiło to jeszcze bardziej tajemnicę śmierci królowej. Oficjalny raport wydany przez Polokwane Medi-Clinic mówi że powodem śmierci Makobo Modjadji było chroniczne zapalenie opon mózgowych.
Doroczny rytuał odprawiany jest teraz przez jej brata i starsze kobiety z królewskiego rodu.
Córka królowej, Masalanabo ma dopiero 5 lat i jest jeszcze za młoda żeby zasiąść na tronie, zdaniem rady starców. Życie dziecka otoczone jest wielką tajemnicą. Nikt nie ma prawa robić zdjęć dziecka i nie wielu może ją zobaczyć, chociaż tak jak inne dzieci, chodzi do szkoły. Może się bawić tylko w najbliższym otoczeniu domu królewskiego dla jej bezpieczeństwa. Władzę sprawuje obecnie brat zmarłej królowej, Mpapatla Modjadji. Inne źródła podają że zniknął on w tajemniczych okolicznościach. Możliwe że chodzi tutaj o dwie różne osoby, czyli Mpapatia i Mpapatla. W rodzinie królewskiej jest wiele kobiet znających rytuał wzywania deszczu i muszą one odprawiać rytuał do czasu kiedy Masalanabo będzie miała 21 lat i będzie mogła zasiąść na tronie.
Zanim jednak zostanie ona królową, będzie musiała skończyć specjalne szkolenie mające na celu przygotowanie do spełniania tak odpowiedzialnych funkcji. Najważniejszą umiejętnością będzie odprawianie dorocznego rytuału nawoływania deszczu.
Przedstawiciel Rady Starców, Moshakge Molokwane powiedział że po śmierci królowej odprawiany rytuał okazał się sukcesem i przynosił zamierzone rezultaty ku radości całej lokalnej społeczności farmerów. Jest to dowodem że ród Modjadji przez cały czas jest w posiadaniu tajemnych mocy i będzie tak przez wiele następnych pokoleń.

Makobo Modjadji Rain Queen
Królowa Deszczu Makobo Modjadji VI w tradycyjnym stroju Venda.

Saturday 2 October 2010

Bass lake, nurkowanie scuba w Johannesburgu

Bass Lake to była kopalnia dolomitu.
Przez cały czas wychodzi tam czysta woda z dna zbiornika. Przez cały czas woda ta jest wypompowywana do pobliskiej rzeki, żeby miejsce to nie zostało całkowicie zalane. Dzięki temu w Bass Lake panuje dosyć dobra widoczność pod wodą.
Jezioro to ma powierzchnię 10 ha, w najgłębszym miejscu głębokość dochodzi do 23 m.
Agencje jak PADI, NAUI, SSI, CMAS i IANTD uznały Bass Lake za najlepsze miejsce do nauki nurkowania w całym RPA.
Jeśli macie trochę wolnego czasu, naprawdę warto jest pojechać tam na dzień albo dwa i ponurkować, tym bardziej że dojazd z Johannesburga zajmuje tylko 35 minut.


Widać dokładnie że Bass Lake to nie jezioro, tylko była kopalnia



Konik Polny widziany przy Bass lake

Charity Zulu podczas robienia zdjęcia byłej kopalni



Bass Lake to doskonałe miejsce do nauki nurkowania

Bass Lake znajdzje się tylko 30 minut jazdy od Johannesburga

Sunday 26 September 2010

Biltong, potrawa z RPA

Biltong
Jedną z najbardziej znanych i cenionych smakołyków z RPA jest Biltong, czyli suszone mięso. Jego nazwa pochodzi od słowa "bil" czyli mięso z pośladków i "tong" znaczące język albo pasek. Możemy więc powiedzieć że biltong to pasek mięsa.
W czasie wycieczki do RPA warto jest posmakować biltongu. Najlepiej smakuje z piwem.
Największym problemem pierwszych myśliwych i zbieraczy było przechowywanie upolowanego mięsa. Przy wysokich temperaturach, panujących w Afryce mięso szybko się psuło i jego zapach mógł przyciągać niebezpiecznych drapieżników i roje much.
Nawiasem mówiąc, Buszmeni mieli najlepszy sposób magazynowania mięsa. Nie mieli lodówek, całymi dniami chodzili za trafioną zatrutą strzałą antylopą. Pamiętajmy że strzały Buszmenów miały bardzo małą siłę, miały skuteczność do 40 metrów i trafione zwierzę nie padało od zadanej rany (która była bardzo mała) tylko z zatrutej strzały. Buszmen musiał czasami podążać śladami zranionej antylopy przez kilka dni zanim mógł ją dobić i zjeść.
Kiedy wreszcie antylopa padła, był za daleko żeby nieść antylopę do domu. Jedynym rozwiązaniem było zjedzenie na miejscu jak największej ilości mięsa. Nic dziwnego że Buszmeni mieli tak duże brzuchy, mogli przecież zjeść jednorazowo aż do 6 kilogramów mięsa. W restauracjach w RPA można zamówić 800 g steak, uwierzcie mi, przeciętny człowiek nie może tego zjeść, Buszmen zjadał aż 6 kg. Była to najlepsza metoda składowania mięsa. Mięso w żołądku nie mogło się zepsuć i starczało na kilka dni.
Może Buszmeni to był zły przykład, to byli bardzo ciekawi ludzie, w XIX wieku uważani byli za zwierzęta nie ludzi. Zwykli pasterze nie mogli dorównać Buszmenom, ale przypadkowo wpadli na pomysł suszenia mięsa na słońcu. Mięso pocięte na wąskie paski przewozili pod siedzeniem.
Nasiąknięte w ten sposób słonym potem konia mięso wieszano na gałęzi żeby je wysuszyć. Tak właśnie powstał pierwszy biltong.
W miarę rozwoju cywilizacji udoskonalano sposób produkcji biltongu. Bardzo ważne było opracowanie metody peklowania mięsa w zalewach z octu z domieszką cukru, soli kamiennej, kolendry i wielu innych przypraw żeby uzyskać dobry smak. Powstało wiele interesujących przepisów na marynowanie i peklowanie mięsa przekazywanych z ojca na syna. Biltong można suszyć nawet w domu, nie musi być na słońcu. Wskazane jest używanie wentylatorów żeby przyśpieszyć suszenie i zapobiec siadaniu much.
Obecnie produkcja biltongu i droe wors (suszona kiełbasa południowoafrykańska) rozrosła się do rangi przemysłowej. Biltong dostępny jest we wszystkich sklepach spożywczych i jest lubiany spożywany przez większość Południowoafrykańczyków.


Biltong, specjał z RPA

Saturday 11 September 2010

Modliszka spotkana w czasie wycieczki do Afryki

Jednym z moich ulubionych owadów jest modliszka.
Większość uważa że są to okrutne owady. Reputację swoją zawdzięczają chyba przez to że wyglądają trochę odstraszająco dla ludzi. Poza tym modliszka, każdy o tym wie że samica modliszki zjada samca.
W latach 80 popularna była w Polsce piosenka Daryl Hall i John Oates pod tytułem "Maneater" co w dosłownym tłumaczeniu znaczy "zjadacz mężczyzn". W polskim radiu przetłumaczono to Modliszka.
Pamiętam, kiedy pierwszy raz zobaczyłem modliszkę. Było to bardzo dawno, jak tylko przyjechałem do Afryki. Siedziałem przy komputerze, oglądam się za siebie, a tu na ścianie zaraz obok mnie siedzi ogromna modliszka. Muszę przyznać że się wystraszyłem, ale złapałem ją do szklanki i wyniosłem do ogrodu.
Później odkryłem że nie są one groźne i można je brać w ręce. Kiedyś złapałem modliszkę do słoika, wpuściłem tam muchę i obserwowałem jak polowanie. Modliszka kiwa się w podobny sposób jak modlący kapłani żydowscy, dlatego w języki angielskim nazwano ją "praying mantis" co znaczy modląca modliszka. Wielu ludzi rozumie to jako
"preying mantis" czyli modliszka czekająca na swoje ofiary. Modliszka zbliża się do muchy bardzo powoli, wysuwa najpierw przednie nogi a później powoli dochodzi tylnymi. Jest to bardzo wolny proces, nie do zauważenia przez muchę. Kiedy jest w dogodnej odległości, jednym ruchem zgarnia muchę i zjada ją żywcem.
Szkoda że nie wielu turystów w czasie wycieczki do Afryki może zobaczyć modliszkę. Warto je zobaczyć, choiaż występują one nawet w Polsce.
Są one trudne do zobaczenia z powodu ich zielonego koloru. Najłatwiej jest zobaczyć lecącą modliszkę (wygląda w locie jak konik polny) i patrzeć gdzie wyląduje.



Zdjęcie Modliszki

Modliszka zwyczajna

Mantis religiosa

Modliszka fotografia

Zielona modliszka
Modliszka

Friday 3 September 2010

Świątynia Buddyjska w RPA filmy

Dodaję jeszcze 2 krótkie filmy z wycieczki do Świątyni Buddyjskiej Nan Hua.

Jeśli ktoś planuje odwiedzenie świątyni, z filmu dowie się jak tam dojechać.



Po drodze mijamy slumsy murzyńskie.

Saturday 28 August 2010

Świątynia Buddyjska Nan Hua Temple w RPA

Świątynia buddyjska Nan Hua znajduje się 50 km od Pretorii i 70 km od Johannesburga w
Cultura Park, dzielnicy miasteczka Bronkhorstpruit w RPA.
Nan Hua to nazwa południowo-afrykańskiego Humanistic Buddhist order, Fo Guang Shan, którego misją jest propagowanie buddyzmu na całym świecie.

Brama wjazdowa do świątyni Buddyjskiej w RPA
Brama wjazdowa do świątyni Nan Hua obok Johannesburga

Widok na świątynię
Widok na świątynię Nan Hua Temple w RPA

Zdjęcie Buddy
Złoty Budda

świątynia Buddyjska zdjęcia


Widok na świątynię buddyjską w RPA

Widok na świątynię buddyjską w Republice Południowej Afryki

Znak podobny do swastyki
Ciekawe co oznacza ten znak, przypominający swastykę?

Popielnica
Popielnica, ciekawe co oni palą?

Nan Hua temple

Chiński święty
Chiński rzołnierz

Friday 20 August 2010

Slumsy dla białych w RPA

Afrykanerzy w squatter camp
Dla osób, które wierzą że wszyscy biali w RPA dorobili się fortun za czasów apartheidu zamieszczam zdjęcia z farmy dla bezdomnych znajdującej się koło Pretorii.
Zmiany w prawie zatrudniania i światowy kryzys gospodarczy są powodem że coraz więcej białych afrykańczyków zmuszonych jest żyć w slumsach zwanych tutaj squatter camps.
Wprowadzony przez ANC system zatrudniania zwany Affirmative Action, zabrania zatrudniania białych. Firmy nie stosujące się do tych przepisów muszą płacić bardzo wysokie kary.
Badania wykazały że około 450 tysięcy białych z całkowitej populacji w RPA liczącej 4,5 miliona żyje na granicy ubóstwa, a 100 tysięcy nie posiada żadnych środków do życia i mieszka w miejscach dużo gorszych jak to.
Bezrobotni na farmie czytają Pismo Swięte

Na flagach widać napisy w różnych językach że słowem "Bóg".
Najwięcej flag jest w języku hebrajskim. Ciekawe dlaczego?

Bezrobotni często mieszkają w starych autobusach
Farma ta została podarowana biednym przez jednego z Afrykanerów. Mieszkający tam ludzie muszą zastosować się do przepisów. Muszą pracować na farmie przy uprawie warzyw, muszą budować dla siebie domy, sprzątać itp.
Ważne jest że biali z RPA są świadomi że jeśli nie będą sobie pomagać, zginą z głodu.
Jest to bardzo pobożny naród, dlatego widzimy że czytanie Pisma Swiętego jest tutaj bardzo ważne.

Namioty wojskowe na farmie koło Pretorii
Wielu bezdomnych mieszka w starych namiotach wojskowych. Na szczęście panuje tutaj ciepły klimat, można mieszkać w namiocie przez cały rok.

Stara Flaga Burska
Wszyscy Afrykanerzy są bardzo dumni ze swojej historii.
Na zdjęciu widoczna dawna flaga Burska.

Napisy na flagach

Dobrze widoczne napisy na flagach.

Rygorystyczne przepisy dla mieszkańców farmy
Afrykanerzy kochają się w stwarzaniu przepisów. Może pozostało im to jeszcze z czasów apartheidu.
Na zdjęciu widoczna jest łazienka dla kobiet.
Na drukowanym napisie czytamy że zabronione jest w tym miejscu palenie.
Osoby, które nie zastosują się do tego zostaną usunięci z farmy.

Ręcznie napisano żeby nie zabierać korka z wanny. Powinien on zawsze być na swoim miejscu i jest dla wygody wszystkich mieszkańców.

Domy biednych białych w RPA
To są dosyć luksusowe domy dla białych w RPA. Większość bezdomnych mieszka w blaszakach. Tutejsi cieszą się "luksusami" dzięki pomocy bogatych Afrykanerów.


Ubogie domostwa białych w RPA

Ubogie domostwa bezdomnych białych.
Cały czas wierzą w swoją siłę, dowodem tego jest flaga faszystowskiej partii AWB ze swastyką.

Swastyka na fladze AWB

Swastyka na fladze AWB.

Jesus is coming
Wygląda na to że Afrykanerzy mają tylko nadzieję w Bogu.
Wierzą że Jezus powróci na Ziemię i im pomoże.

Widok z farmy

Typowy krajobraz w okolicach Pretorii w RPA.

Niepełnosprawni
W RPA jest bardzo słaba pomoc dla ludzi niepełnosprawnych, dlatego są oni zmuszeni do życia w takich warunkach.

Rozrywka w weekendy

Biali jeszcze się nie załamali.
W weekendy jest czas na muzykę.

Więcej slumsów

Domy te wybudowane są samodzielnie w warsztacie na farmie.

Warsztat

Warsztat, gdzie bezdomni budują sobie domy.


Smutne bezdomne dzieci
Na farmie mieszka bardzo dużo dzieci.
Wielka szkoda że nie będą one miały szansy do życia w lepszych warunkach.

Burska Muzyka

Taniec w weekendy

Sunday 8 August 2010

Kontynuacja, wędrówka wśród olbrzymów w Parku Narodowym Krugera

Drzewo Baobab w Północnym Parku Krugera
Następną wielką atrakcją naszej pieszej wędrówki w Parku Krugera było podziwianie łajna słoni. Christopher poinformował nas że jest to wysokiej jakości pożywienie dla młodych słoniątek. One to jedzą i dzięki temu mogą utrzymać w swoich żołądkach pożyteczne bakterie.
Nauczyliśmy się rozpoznawać odchody hieny, lwa, bawoła i wildebeest. Co tak naprawdę zaskoczyło nas, to wyglądające na pierwszy rzut oka kamienie poukładane w pewnej kolejności. Okazało się że że są to skamieliny pradawnego jaszczura, mającego ponad cztery metry długości i metr wysokości. Prawdopodobnie szczątki te są tujaj od ponad 150 milionów lat. Teraz przyglądaliśmy się dwom baobabom przy dość stromym kamienistym wzniesieniu. Są one ważnym punktem odniesienia w drodze do Makahane Kop, gdzie kiedyś mieszkał Makahane the Brute, znany ze swej brutalności. Ciężko oddychając wpinaliśmy się w górę, mijaliśmy wspaniałe drzewa ze śladami przybitych tam drewnianych bali. Prawdopodobnie używane one były do łatwiejszego dojścia do miodu.

Ludzie, którzy tutaj żyli to Vhalembethu, a wioska, którą wybudowali miała ściany z kamieni w stylu Great Zimbabwe. Strona internetowa SANParks podaje że osiedlili się oni tutaj w XVII wieku a wódz Makahane rządził tutaj w XVIII wieku. Dowiedziałem się że jego przysmakiem były orle pisklęta, dlatego wielu ludzi musiało wędrować po buszu w poszukiwaniu skalistych urwisk, na których gnieżdżą się orły. Jeśli powrócili z pustymi rękoma, mogli być brutalnie zamordowani. Testem na oddanie wodzowi było picie mleka z wymieszanym w nim gównem wodza Makahane. Jeśli w czasie picia ktoś zwymiotował, też był brutalnie zabity.
Trochę dalej zwiedziliśmy Jaskinię Hieny. Dziwiliśmy się, kto wykuł w kamieniu wizerunek dziwnego stwora w kształcie węża? W ostatni wieczór naszej wyprawy, kiedy kąpaliśmy się w rzece Levuvhu, hipopotam i cielakiem podpłynął i obserwował nas z uwagą.

Później, przy ognisku, dyskutowaliśmy o tajemnicach jakie kryje tutejszy busz. O przepowiedniach i legendach opartych na historycznych faktach.

Saturday 7 August 2010

Wędrówka wśród olbrzymów w Parku Narodowym Krugera

Początek szlaku Nyalaland Wilderness Trail w Parku Krugera
W czasie planowania wyprawy do Parku Krugera powinniśmy brać pod uwagę nasze oczekiwania.

Musimy pamiętać że w różnych częściach Parku Krugera panują inne warunki atmosferyczne, czyli rosną inne drzewa i odmienne zwierzęta. Ważne jest żeby wybrać odpowiednią metodę zwiedzania parku.

Większość polskich turystów nie zdaje sobie nawet sprawy z możliwości poznawania Parku Krugera na piechotę. Dla przykładu opiszę tutaj Nyalaland Wilderness Trail w północnym Parku Krugera.
Mamy tutaj możliwość przechadzki wśród olbrzymów, czyli spotkamy ogromne drzewa i wielkie, niebezpieczne zwierzęta.
Nasza przygoda rozpoczyna się w Punda Maria, najbardziej wysuniętym na północ kempingu w Parku Narodowym Krugera. Spotkaliśmy tam naszych dwóch, wysoko doświadczonych przewodników, tropicieli. Razem pojechaliśmy samochodem 4X4 przez piaszczystą sawannę i zagajniki drzew mopane do kempingu pod olbrzymim drzewem baobab na brzegu rzeczki Madzaringwe. Jadąc drogą z napisem
Zakaz Wjazdu
wydało nam się że jesteśmy w pewnym sensie uprzywilejowani że możemy zobaczyć miejsca o których nawet nie może marzyć przeciętny turysta. Po drodze zobaczyliśmy lamparta wygrzewającego się na termitierze, kilka niali, żyrafy, zebry i słonie. Wieczorem odpoczywaliśmy przy ognisku, przy dużej ilości piwa. Christopher, nasz przewodnik opowiadał nam o zaletach Nyalaland Wilderness Trail.
Możecie jeździć godzinami po parku i zobaczyć wszystkie zwierzęta, ale nigdy nie zobaczycie bardzo specjalnych detali jakie możecie zobaczyć w czasie pieszej wędrówki.


W późniejszym etapie naszej przygody okazało się że miał dużo racji. Nie tylko zobaczyliśmy ogromne zwierzęta, ale też mieliśmy okazję do dokładnego obejrzenia domów termitów, pajęczyn pająków, roślin używanych w lokalnej medycynie. Poznaliśmy też legendy i przesądy tutejszej ludności.
Nyalaland to kraj baobabów. Idąc na piechotę pomiędzy odwróconymi do góry nogami drzewami swoim szóstym zmysłem odczuwasz obecność przodków, żyjących tutaj od tysięcy lat. Panuje tutaj wspaniała wyniosłość i spokój. Dotykaliśmy ciepłe pnie baobabów i staraliśmy się je uściskać.
Ich łacińska nazwa, Adansonia digitata pochodzi od francuskiego botanika Michaela Adansona.
Digitata to z powodu liści mających kształt jak otwarta ludzka dłoń
, wyjaśnił nam Christopher, przykładając ucho do grubego pnia baobabu. Słuchajcie duchów przodków starających się przekazać nam ważną wiadomość. Mówią że jeśli zerwiemy kwiat z tego drzewa, zostaniemy pożarci przez lwa, ale jeśli napijemy się eliksiru w którym moczone były owoce, będziemy odporni na krokodyle.
Baobaby posiadają jeszcze wiele innych tajemnych mocy. Dowiedzieliśmy się że jeśli urodzi ci się dziecko z niedowagą, powinieneś odciąć gałęzie ze wschodniej i zachodniej strony. Zrobić z nich wywar i w tym kąpać ostrożnie dziecko, żeby nie zamoczyć głowy, może przecież mieć za dużą głowę. Szliśmy w zamyśleniu przez tą magiczną krainę, podziwiając napotkane małe i duże ciekawostki.
Christopher podniósł do góry połamaną skorupę żółwia.
Nigdy nie podnoś do góry żółwi, ponieważ będą one sikały, co w czasie suszy może być powodem ich śmierci z powodu odwodnienia.


To jest pierwszy część relacji z Nyalaland Wilderness Trail. Druga część za parę dni.