Friday 30 July 2010

Największy baobab w świecie

Największy baobab na świecie zwany
Big Baobab
można zobaczyć na farmie Sunland w miejscowości Modjadjiskloof w Prowincji Limpopo w RPA.
GPS 23° 37′ 15.96″ S, 30° 11′ 51.72″ E
RPA słynie z największych baobabów na świecie. Wiek drzewa ‘Big Baobab’ oszacowano z pomocą izotopów węgla na 6 tysięcy lat czyli jest starszy niż Piramidy Egipskie i był już stary w czasach Chrystusa.
Jego obwód mierzy aż 47 metrów i ma wysokość 22 m.
Artykuł o tym interesującym drzewie trafił nawet na pierwszą stronę Wall Street Journal. Posiada też artykuł w Wikipedii. Kiedy drzewo baobab przekroczy wiek 1000 lat, zaczyna być puste w środku. W ‘Big Baobab’ dziupla ta jest tak duża że udało się tam zmieścić bar i składnicę wina.
Na platformie na gałęziach drzewa może mieszkać 20 osób w pięciu domkach. W 1993 roku właściciele farmy powiększyli i wyrównali wejście do baobabu, wbudowali bar razem z piwem kuflowym, muzyką i miejscami siedzącymi. Rekordowa ilość osób to 60 w czasie jednej z wielu tutaj imprez. W drugim pomieszczeniu przechowywane jest wino. Dzięki naturalnym kanałom wentylacyjnym panuje tam przez cały czas temperatura 22° C.
Informacie te pochchodzą ze strony: Ciekawostki z RPA

Thursday 29 July 2010

Wycieczki po Afryce inaczej

Tak jak napisałem na samym początku, celem stworzenia tego bloga była chęć podzielenia się moimi opiniami o turystyce, nie pasującymi do komercyjnej strony internetowej. Nie chcę podawać tutaj informacji, które można znaleźć w każdym przewodniku turystycznym.
Uważam że napisanie przewodnika to najłatwiejsze co można napisać. Nie trzeba nawet odwiedzić danego miejsca żeby stworzyć dobry przewodnik turystyczny. Wystarczy tylko trochę pogooglować, poczytać podręczniki geografi i zapoznać się z napisanymi już wcześniej tego rodzaju książkami.
Dlatego przewodniki roją się od błędów. Opisują przyjaznych tubylców, nieskazitelne plaże, romantyczne miejsca. Autorzy prześcigają się w wymyślaniu sloganów do przyciągnięcia rzeszy turystów. Kiedy oczytamy się takich barwnych opisów i w końcu wydamy paroletnie oszczędności żeby zobaczyć ten raj na ziemi, ze smutkiem stwierdzamy że to nie było to czego spodziewaliśmy się. Moim zdaniem dobry przewodnik turystyczny powinien dostarczać wiele pryktycznych informacji. Przed wyjazdem powinniśmy zapoznać się z zasadami dawania napiwków. W każdym kraju są pod tym względem inne wymagania. W USA możemy mieć duże problemy jeśli nie damy nic kelnerowi, w RPA ośmieszymy się naszą chytrością. Do wycieczki po Afryce nie tylko musimy posiadać odpowiedni ekwipunek, musimy też mieć dobre nastawienie psychiczne. Dokładnie wiedzieć, czego się możemy spodziewać a co jest wyolbrzymieniem przewodników turystycznych.

Monday 26 July 2010

Poranna wycieczka do Bird Sanctuary z Johannesburga

Red Bishop należący do rodziny wikłaczy


W okolicach Johannesburga jest wiele miejsc przystosowanych do wymagań obserwatorów ptaków.
Dziwi mnie że nawet dokładne informatory turystyczne nie podają tego rodzaju ingormacji.
Moim ulubionym miejscem, na weekendowe wyjazdy z Johannesburga jest Marievale Bird Sanctuary obok miasteczka Nigel. Istnieją tam doskonałe warunki naturalne. Rozległe podmokłe tereny zwane Ramsar Convention wetland to idealne miejsce dla wielu gatunków ptaków wodnych.
Można tam zobaczyć aż 280 gatunków ptaków. Nie do uwierzenia że tak interesujące miejsce jest tak mało znane i jest tak blisko Johannesburga.
Na zdjęciu powyżej Red Bishop, bardzo charakterystyczny ptak w Marievale Bird Sanctuary.
Zaliczany jest do rodziny wikłaczowatych. Buduje takie same gniazda jak wikłacze, z tą różnicą że nie na drzewach tylko na trzcinach.

Sunday 25 July 2010

Afryka, wycieczki dla ptaszników

W nawiązaniu do poprzedniego postu, chciał bym wspomnieć że obserwowanie ptaków stało się modne wśród najbogatszej klasy społecznej w Republice Południowej Afryki i podobnie jak w USA dorównuje golfowi.
Taką informację znalazłem w czasopiśmie BirdLife.
Szkoda że polskie biura podróży nie organizują wycieczek do Afryki Południowej związanych z ptakami.
Moja rada dla młodych, wspinających się po szczeblach kariery zawodowej ludzi jest żeby zaczęli naukę podstawowych zasad związanych z tą mało jeszcze znynym sposobem odpoczynku. Istnieje tutaj pewna etykieta, podobnie jak w golfie.
Jeśli będziecie mieć przyjemność uczestniczenia w wyjeździe intergracyjnym powiązanym z ulubioną rozrywką bosa, czyli obserwacją ptaków, powinniście wiedzieć jak się zachować.
Zasada pierwsza: bos powinien pierwszy rozpoznać zauważonego ptaka. Jeśli powie że jest to bocian, chociaż dokładnie widać że jest to żuraw, nic nie mów. Możesz jeszcze pochwalić bosa za szybkość reakcji.
Zasada druga: czym bardziej zaawansowany ptasznik, tym więcej posiada książek i tym droższe oprzyrządowanie. Wyrazem dobrego wychowania będzie zaoferowanie się w pomocy w dźwiganiu całego wyposażenia. Albumy są z reguły bardzo ciężkie.
Zasada trzecia: ptasznicy wypracowali już swój własny język, dlatego naucz się wydawać słowa podziwu dla widzianych ptaków.

Saturday 24 July 2010

Obserwacja Ptaków w Afrykańskim Buszu

Struś to najbardziej znany ptak afrakański
Coraz popularniejszą odmianą ekoturystyki staje się ostatnio obserwacja ptaków. Washington Post podał parę lat temu że najpopularniejszym sposobem spędzania czasu w USA jest obserwowanie ptaków. Sprzedaż wyposażenia, czyli przyrządów optycznych, książek sięgnęła aż 7 miliardów dolarów w 2008 roku. Dla porównania mogę podać że na sprzęt do gry w golfa wydano w tym samym czasie 5.9 miliarda dolarów. W RPA obserwacja ptaków też staje się coraz bardziej popularnym sposobem aktywnego odpoczynku. Co roku w listopadzie jest nawet dzień miłośników ptaków. Skupia on tysiące osób, wielu sponsorowanych przez firmy i instytucje. Dzień Ptaków trwa 24 godziny i jest rodzajem zawodów polegających na rozpoznaniu jak największej ilości ptaków przez drużynę liczącą 3 albo 4 osoby w promieniu 50 kilometrów. Obserwacja ptaków wymaga całkiem innych umiejętności niż oglądanie przykładowo słoni. Wymagane są tutaj duże umiejętności w obserwacji i zdolność do szybkiego przemieszczania się. Zawodnicy mogą odhaczyć ptaka jeśli tylko go słyszeli. Wielka szkoda że większość turystów z Polski nastawia się na oglądanie Wielkiej Piątki, nie ma ambicji żeby zobaczyć ukrywające się w gęstym buszu ptaki.
Jest to przecież doskonała okazja do spaceru po buszu i zrobienia zdumiewających zdjęć.

Wednesday 14 July 2010

Survival w afrykańskim buszu

Wiele lokalnych agencji turystycznych oferuje kursy survivalu w afrykańskim buszu głównie dla fanatyków z USA i Australii. Każde szkolenie skupia się na podkreśleniu przykrej prawdy: „Natura nie dba o to czy myśliwy zabił bestię, czy bestia zabiła myśliwego. Natura zrobi dobry kompost ze słabszego i użyje go w swoim naturalnym cyklu.”
Organizatorzy takich kursów idą aż tak daleko że wysyłają zaproszenia na kurs survivalu napisane zielonym atramentem na papierze zrobionym z odchodów słonia.
Całą ideą kursu jest spędzenie pięciu dni w buszu bez niezbędnego wyposażenia jakim są zapałki, nóż, kompas i tym podobne.
Ludzie przygotowani są zapłacić duże sumy pieniędzy tylko po to żeby nauczyć się jak przetrwać na darach natury z buszu. Organizatorzy zaoszczędzają na tym fortuny, nie muszą zapewniać żadnych luksusów. Czym warunki trudniejsze, tym bardziej uczestnicy będą zadowoleni, bo nauczą się więcej. Czasami trudno jest zrozumieć mentalność ochotników, niektórzy traktują to jako sport wyczynowy, dla innych kojarzy się to bardziej z wojskiem, jeszcze inni chcą sprawdzić swoją wytrzymałość fizyczną i psychiczną. Może oglądali popularny reality show „Survivor” (Ryzykanci) i marzą o zasmakowaniu takiego życia.
Muszę przyznać że mnie osobiście też fascynuje tego rodzaju przygoda. Zawsze oglądając program „Survivor” myślałem sobie że fajnie by było spędzić 30 dni na bezludnej wyspie i być na specjalnej diecie. W ten sposób można pozbyć się z organizmu wielu toksyn. Możliwe że odnowi to w pewnym sensie nasz organizm. Pod warunkiem że będzie to 30 dni a nie dłużej, bo z pewnością długi pobyt jest szkodliwy. Tak jak Buszmeni, z uwagi na trudne warunki życia osoby mające 40 lat to już dziadkowie.
Nie ważne jakie mają motywy, najważniejsze jest żeby przeżyć na nowalijkach podobnych jakie jemy na wiosnę.
W pierwszym dniu kursu w rezerwacie w Prowincji Mpumalanga w RPA uczestnicy traktowani są jak rekruci w Legii Cudzoziemskiej. Muszą zostawić swoje przybory do golenia, dezodoranty, ipody, telefony komórkowe. Wszystko to zostanie zamknięte w szafce i zwrócone po zakończeniu kursu.
Pierwsze słowa instruktora to: „właśnie przetrwaliśmy katastrofę samolotu w bezludnej części Afryki. Wszystko co mamy to instynkt przetrwania i dużo siły. Przez następne pięć dni będziemy zmuszeni przeżyć na tym co dostarcza busz.”
Nauczyciel to były komandos, walczył czasie wojny w Angoli przeciwko oddziałom Fidela Castro. RPA zasłynęła wtedy z bardzo dobrze wyszkolonych oddziałów specjalnych.
Zademonstruje on w jaki sposób rozpalić ogień przez pocieranie suchych kawałków drewna. Nauczy nas rozpoznawać rośliny takie jak baobab, marula, mopane, dzikie figi, vegetable ivory.
Do przetrwania nie wystarczy umiejętność rozpoznawania roślin, musimy wiedzieć, które części są jadalne, czy owoce, kwiaty, liście, korzenie? Jak powinno się je przygotować?
Przykładowo, owoc małpiej pomarańczy (Strychnos pungens) powinien być pocięty na kawałki i pozostawiony na słońcu na krótki czas przed jedzeniem. Liście marogplant (amaranthus spp) muszą być gotowane przed spożyciem.
Instruktor nauczy nas podstawowych zasad, jakie powinno się zachować.
Powinno się pamiętać że nie można jeść za dużo dzikiego jedzenia. Nasze żołądki nie są do tego przyzwyczajone, możemy dostać biegunki i odwodnić organizm.
Kiedy brakuje wody, musisz ograniczyć jedzenie. Możesz zawsze jeść to co jedzą zwierzęta. Dobrą metodą jest obserwacja co jedzą pawiany, chociaż to nie znaczy że co jest bezpieczne dla nich jest dobre dla ciebie.
Dowiesz się jak odstraszać słonie i komary, jak rozpoznawać kierunki po gwiazdach i jak ssać okrągłe kamyki kiedy umierasz z pragnienia. Dowiesz się jak obserwować kierunek lotu ptaków przed zachodem słońca żeby znaleźć wodę.
Zrobicie linkę wędkarską z włókna pod korą drzewa i haczyk z kolców krzewów kolczastych i będziecie łowić ryby. Posiłki kończą się kawą zrobioną z drzewa witgat. Afrykański busz jest jak hipermarket, popychasz wózek i wybierasz co chcesz, z tą różnicą że jest darmo.

Tuesday 13 July 2010

Gówniana Ekoturystyka

Jest smutne a zarazem interesujące w jaki sposób zarządy parków narodowych radzą sobie z napływem stosunkowo nowego rodzaju odwiedzających jakimi są ekoturyści.
Ekoturysta, w przeciwieństwie do normalnego turysty jest wyczulony na walory przyrodnicze i krajobrazowe, skrajne przypadki wolą raczej być stratowanym przez słonia niż w obronie własnej zabierać na safari sztucer. Wybierają oglądanie nosorożca tarzającego się w błocie niż siedzenie w pięciogwiazdkowym hotelu przy basenie.
Z grupą ekoturystów pojechaliśmy niedawno do Narodowego Parku Pilanesberg, oddalonego trochę ponad dwie godziny jazdy od Johannesburga w kierunku północno-zachodnim.
Jako że też jestem miłośnikiem natury, przyłączyłem się do porannego, pieszego safari prowadzonego przez lokalnego przewodnika o imieniu James. Dla naszego bezpieczeństwa uzbrojony on był w .275 sztucer. Widok broni palnej uspokoił dwie początkujące osoby z naszej grupy na tyle że nie bali się już iść z nami na piechotę.
W Parku Narodowym Pilanesberg spotyka się nosorożce, lwy i słonie, dlatego na poranny spacer może pójść tylko sześć osób w jednej grupie, w dodatku nie mogą oni się oddalać i przez cały czas muszą być za plecami przewodnika. James powiedział nam że w przypadku ataku przez słonia, powinniśmy wspinać się na drzewa. Od tej chwili wszyscy szli tak blisko za nim że za każdym razem kiedy się zatrzymał, wpadali prawie na niego. Kiedy tylko coś powiedział albo wskazał na pobliskie krzaki, gotowi byli wspinać się na kolczaste drzewa.
Dało mi to dużo do myślenia, wreszcie zrozumiałem że turyści płacą ogromne sumy pieniędzy i zwiedzają afrykańskie parki w komfortowym pojeździe 4X4 i odhaczają listę zwierząt jakie zaplanowali zobaczyć. Na większości pieszych safari stoją w kółku i oglądają odchody zwierząt. Pamiętam podczas jednej z takich przechadzek natknęliśmy na ogromną kupę. Przewodnik powiedział że jest tylko jedna metoda rozpoznania czy pozostawił ją słoń czy nosorożec? Należy ją dotknąć językiem i sprawdzić czy jest słona. Jeśli zawiera sól, oznacza to że to zostawił słoń. No i wyobraźcie sobie, ci naiwni ekoturyści dotykali to językiem.
Pomyślcie teraz jak łatwo dla parków w Afryce jest zamienić ekoturystykę w dochodowy biznes?
Wystarczy tylko zebrać wiele różnych rodzajów odchodów zwierząt i zagraniczni turyści zapłacą duże sumy żeby przyjechać i oglądać je, będą też mogli polizać jeśli ich to ucieszy.
James podniósł kawałek gówna w kształcie żołędzi, „żyrafa”, powiedział cicho. Każdy chciał jeden taki kawałek na pamiątkę. Następnie natknęliśmy się na sporo błyszczących, czarnych kulek wielkości oliwek. „Impala”, powiedział, i każdy z przejęciem je podziwiał.
Po jakimś czasie James kazał nam się zatrzymać i obejrzeć znalezisko. Staliśmy przed ogromną kupą pozostawioną przez nosorożca.. Bez zapachu i sucha, była bardzo miękka i delikatna. Jedna z turystek przejechała po powierzchni palcem wydając przy tym odgłos uznania. James powiedział że biały nosorożec załatwia się zawsze w jednym miejscu, pozostawiając ogromne kupy. Obok była mniejsza kupa, składająca się z krótkiej trawy, wyglądała jakby ktoś sprzątał w ogródku i wywrócił tutaj całą taczkę chwastów. „To jest kupa pozostawiona przez czarnego nosorożca”, powiedział ekspert James. „Mają one bardzo słaby układ trawienny, dlatego dokładnie widoczne są małe gałązki i krótka trawa”. Dodał że czarny nosorożec zwykle kopie swoje odchody tylnymi nogami, zanim jeszcze to wszystko doleci do ziemi. Czasami przykrywa swoją kupą odchody białego nosorożca, tylko po to żeby oszukać ekoturystów. Musi to też dużo namieszać żukom gnojowym, jako że jeden gatunek specjalizuje się w odchodach czarnego nosorożca, drugi w białego.
Obok znalazł skorpiona. Wyjął z jego tylnej części żądło i zaprosił nas do jedzenia.
Oczywiście nikt tego nie chciał jeść, dlatego zjadł sam.
Ekoturyści uwielbiają tego rodzaju wycieczki. Następną atrakcją była przeogromna kupa słonia. James przełamał ją na pół i dotknął palcem. „Jeszcze ciepła, oznacza że świeża. Mam nadzieję że nie ma tutaj słonic z młodymi”. Powiedział to w ten sposób żeby wszystkich przestraszyć. Dodał że w okolicy było stado liczące około 30 słonic z bardzo młodymi dziećmi. Jak tylko to powiedział, ujrzeliśmy wspomniane stado, dlatego usiedliśmy na kamieniach i czekaliśmy żeby się oddaliło. Obserwowaliśmy parę żuków gnojowych toczących kulki. James wyjaśnił nam w jaki sposób gnojaki składają jaja w kulkach wielkości piłki tenisowej, przez co całe swoje dzieciństwo spędzają wiecie już w czym. Następnie wróciliśmy do obozu, ekoturystyści byli dumni że mieli okazję aktywnego i dogłębnego zwiedzania obszarów o wybitnych walorach przyrodniczych.